Jesień to chyba najpiękniejsza pora roku w Alpach. Ale też najmniej przewidywalna – pogoda potrafi płatać figle. Co zrobić, aby najlepiej wykorzystać każdą chwilę pięknej jesieni i zwiedzić te wspaniałe góry?
Wpakować się do busa i już następnego dnia chłonąć piękne widoki i tysiące zakrętów. Tak zrobili Krzysiek, Paweł i Piotrek, którzy późną jesienią 2022 roku wybrali się na krótką, ale bardzo treściwą alpejską włóczęgę.
Zaplanowany spontan
O tym, że będą celowali w wyjazd jesienny busem – wiedzieli. O tym, w jaki rejon pojadą i gdzie będą jeździć – też, mniej więcej, mieli zaplanowane. Nie znali tylko terminu, bo w pracy było sporo do zrobienia, bo z pogodą było różnie i w ogóle w pewnym momencie zaczęli wątpić, czy uda się pojechać. Ale jakoś tak się wszystko ułożyło, że padło hasło: JEDZIEMY! Zebrali się więc: Krzysiek na BMW R1250GS, Paweł na BMW R1200GS i Piotrek na R1200RT. Pożyczyli od szwagra busa IVECO, wrzucili maszyny na pakę i po robocie w środę, 12 października 2022r., wyjechali w trasę.
Droga do Bolzano zleciała bardzo szybko, jechali trochę ponad 10 godzin. Na miejscu byli po północy, dużo wcześniej, niż planowali. Nie było już szans na wynajem jakieś fajnej kwatery, więc rozłożyli spanie w busie i tak spędzili pierwszą noc.
Warto było! Oj warto!
Rano pobudka o 6. Chciało im się już jeździć, więc nikogo z posłania nie trzeba było ściągać siłą. Polowe śniadanie i poszukiwanie kwatery na kolejne dni. Na bookingu znaleźli pensjonat na trzy noce. Cena: 300€. Za wszystkich, więc wychodziło po 100€ za noc, czyli jakieś 33€ za osobę – 150 zł – typowa alpejska cena poza sezonem.
Po rozłożeniu gratów w pensjonacie wyruszyli w trasę. Cel: graniczna, włosko-austriacka przełęcz Timmelsjoch (Passo Rombo) i Solden, jedna z najwyższych dróg Europy, gdzie z dobrodziejstw białego szaleństwa korzystali już narciarze. Dziwnie patrzyli się na naszych motocyklistów, ale nawet pożyczyli narty do pamiątkowej fotografii. W drodze powrotnej wizyta w podnoszącym się po pożarze muzeum motocykli TOP Mountain Motorcycle Museum Crosspoint (2157 m n.p.m.). A po powrocie integracja i omawianie pięknych tras i widoków, które na chłopakach zrobiły ogromne wrażanie – każdy z nich był w tych okolicach dopiero pierwszy raz.
Drugiego dnia, wypoczęci, pełni wrażeń i gotowi na kolejne, wyruszyli w stronę przełęczy Stelvio. To kultowa trasa wśród motocyklistów. Już tego roku dwukrotnie na przełomie września i października przymykana była ze względu na opady śniegu, ale nasi motocykliści mieli sporo szczęścia, bo dziś przełęcz była otwarta.
Pokonali ją dwa razy. Łakomie łapali każdy zakręt i ogrom pięknych widoków, które mieli okazję podziwiać. Temperatura była bardzo przyjemna, niebo czyste, ale widać było gołym okiem granicę śniegu, którą oczywiście już wkrótce zdobyli. Ale na szczęście asfalt był suchy i rozgrzany, więc można było nacieszyć się agrafkami, a na szczycie ulepić małego bałwana. Trafić tu jesienią i podziwiać takie widoki, to trzeba mieć ogrom szczęścia, albo busa 🙂
Kolejnym punktem do zaliczenia była przełęcz Gavia, ale niestety była zamknięta, bo wreszcie po wielu latach wzięli się za naprawę nawierzchni na tej pięknej drodze. I nasi motocykliści do miejsca zakwaterowania musieli wrócić – oczywiście – znów przez Stelvio. I znów z banenem na twarzy pokonywali tę piękną i pustą drogę. Radość była ogromna, bo każdy, kto był na Stelvio w sezonie wie, co oznacza duży ruch na tej trasie. Dopiero poza sezonem można poszaleć i chłopakom trafiło się to trzeci raz tego samego dnia. Zdecydowanie uznali, że to był najbardziej męczący, ale i najlepszy dzień z całego wyjazdu.
Trzeciego dnia powitały ich mgły. Ale nie wpłynęło to na ich plany i całe szczęście, po mgły opadły i przyszła piękna pogoda. A w planach były Dolomity. Passo Lavaze, Passo Pordoi, Passo Falzarego, Passo Giau… raj. Jeśli nic Wam nie mówią te nazwy, to obejrzyjcie zdjęcia w galerii, albo wybierzcie się tam sami – genialne wysokogórskie przełęcze z fantastycznymi widokami na jedne z najbardziej spektakularnych szczytów w Europie. Z takimi widokami i kolejnymi setkami zakrętów spędzili piękny dzień.
Do domu wyruszyli kolejnego dnia, w niedzielę, po śniadaniu. Bezpiecznie wieczorem dotarli do domów, a w poniedziałek pełni zapału i energii poszli do pracy. Jesienne Alpy zrobiły na nich ogromne wrażenie. Koszt wyjazdu wyniósł około 2500 zł na głowę, ale nie żałują ani złotówki, bo wrażenia i widoki, które doświadczali przez te dni – bezcenne.