Motocyklizm w Polsce ma się dobrze. W miniony weekend centrum targowe Ptak Warsaw Expo w Nadarzynie wypełniło się jednośladami i ich miłośnikami.
Warsaw Motorcycle Show w Nadarzynie to chyba największe branżowe targi tego typu w Polsce. I faktycznie było co oglądać – pod warunkiem, że uzbroiłeś się w anielską cierpliwość.
Sam dojazd i parkowanie pod centrum targowym zajmowało kilkadziesiąt minut. Kolejne pół godziny, albo i lepiej, to dotarcie do kas i zakup biletu (btw.: 40 zł za wstęp to przynajmniej o połowę za dużo).
Organizatorzy chyba nie przewidzieli, że przyjedzie tyle osób. Kolejki były ogromne. Aby kupić bilet i dostać magiczną opaskę zezwalającą na wejście, trzeba było swoje odstać. Nawet ci, którzy mieli zaproszenia lub bilety kupione przez internet, również musieli czekać w kolejce. W kolejce stało się do toalet, do punktów gastronomicznych… po prostu wszędzie. Ale koniec marudzenia! Gadajmy o motocyklach! A tych były setki…
Na targach podziwiać można było praktycznie wszystkie marki jednośladów, jakie są na świecie. Nawet, jeśli nie wystawiał ich producent, to z pomocą przychodzili dealerzy lub miłośnicy marki. Większość motocykli można było dosiąść i pobujać się na nich trochę 🙂 Zresztą zobaczcie na zdjęciach ileż tam było wynalazków!
Poza motocyklami oczywiście quady, rowery, skutery (również śnieżne) i cała masa akcesoriów. Były też pokazy, chociaż tu trochę sprawę komplikował padający śnieg. Można było się również wszystkiego dowiedzieć o zdobieniu własnej maszyny i… własnego ciała, bo równolegle do targów moto odbywały się targi tatuażu. Nie zabrakło spotkań z ciekawymi ludźmi, sportowcami, podróżnikami motocyklowymi i celebrytami.
Targi, jak najbardziej, na plus. Żeby z grubsza obejrzeć każde stoisko potrzeba było przynajmniej 5-6 godzin. Jedyne, czego zabrakło, to… Podhala! A może, MotoPodhalanie, zrobimy w przyszłym roku własne stoisko, żeby pokazać kolegom i koleżankom z Polski, jakie mamy piękne tereny?