Spod Giewontu do Karpackiej Troi

„Cudze chwalicie, swego nie znacie” – przypominają o tym Agata i Piotr, którzy wybrali się do Karpackiej Troi położonej około 160 km od Zakopanego. Przeczytajcie ich relację z tej krótkiej, ale bardzo przyjemnej wyprawy.

Karpacka Troja, czyli pierwsza wyprawa w poszukiwaniu historii

To była pierwsza nasza poważna wyprawa motocyklowa. Długo szukaliśmy miejsca dokąd można by pojechać i przy okazji coś ciekawego zobaczyć. Ze względów czasowych musieliśmy wszystko tak zorganizować, żeby obrócić w jeden dzień. Niestety o ile Agata poruszała się na świetnym motocyklu Yamaha XJ, to drugą maszyną był chopper Romet R 250, który jako motocykl prezentował się bardzo zacnie, gorzej już było trochę podczas bardziej energicznej jazdy – przy prędkości powyżej 90 km na godzinę wpadał w takie wibracje, że przy chwili nieuwagi można było sobie odgryźć język 🙂

Ale wróćmy do tematu, rzecz miała być nie o motorach, a o wyprawie.

Z Zakopanego wyjechaliśmy z samego rana. Przed sobą mieliśmy 350 km. Tego dnia pogoda nas wyjątkowo rozpieszczała, więc zamiast gnać czym prędzej najprostszą i najszerszą trasą – zakopianką, od razu odbiliśmy na Bukowinę i przez Białkę i Niedzicę dostaliśmy się do Krościenka. W Niedzicy oczywiście obowiązkowe zdjęcie przy zaporze – na zamek i grodzisko po drugiej stronie jeziora nie było już niestety czasu. Może następnym razem 🙂

Trasa do Krościenka spokojna, żaden z kierowców towarzyszących nam po drodze nie podniósł nam (na szczęście) zbyt wysoko ciśnienia, więc na rynku szybka kawa, a potem prosto do Nowego Sącza. Jeżeli macie zapas czasu, proponuję zatrzymać się w Łącku lub Starym Sączu i chwilę pozwiedzać. A jeśli nie pozwiedzać, to przynajmniej wpaść do któregoś z gospodarstw, których pełno w okolicy (Łącko to w końcu jabłkowe zagłębie) i napić się świeżo tłoczonego soku.

Końcówka trasy, która biegnie z Nowego Sącza to raj dla motocyklistów. Szczególnie dla tych którzy nie przepadają za zawrotnymi prędkościami, bo piękna, widokowa droga z dobrą nawierzchnią i niewielkim ruchem skłania raczej ku puszczeniu gazu i delektowaniu się widokami.

Przez Grybów i Gorlice jedziemy do celu naszej podróży czyli Skansenu Archeologicznego Karpacka Troja, położonego w Trzcinicy. Geograficznie jest to już sąsiednie województwo – podkarpackie. Skansen zlokalizowany jest kilka kilometrów na północny-zachód od Jasła, nad doliną rzeki Ropy. Prowadzą do niego czytelne drogowskazy. Pod muzeum znajduje się duży bezpłatny i przede wszystkim bezpieczny parking.

Karpacka Troja to skansen archeologiczny prowadzony przez Muzeum Podkarpackie w Krośnie. Znajduje się na bardzo dużym terenie. Żeby zwiedzić go w całości, potrzeba przynajmniej kilku godzin. Nam musiały wystarczyć 3. Zapytacie pewnie czy warto szwędać się tyle godzin po muzeum. Naszym zadaniem tak. Skansen jest równie ważnym historycznie miejscem, co znany wszystkim Biskupin. A jest bliżej 🙂 Skansen powstał na jednym z najważniejszych nie tylko w Polsce, ale i w Europie stanowisk archeologicznych. W czasie prac w Troi znaleziono 160 tys. zabytkowych przedmiotów. Mamy z czego być dumni. Te kilka godzin zwiedzania przenosi nas aż do epoki brązu, pokazując ponad 1000 lat historii naszej ziemi przed powstaniem Państwa Polskiego.

Skansen mogą zobaczyć nie tylko fanatycy historyczni. Taką wyprawę w przeszłość powinni sobie zafundować wszyscy. Od małego. Muzeum zadbało o to, żeby nikt się w nim nie nudził. Pełno jest multimediów i nowoczesnych form przekazu. Nie jest to typowe muzeum, w którym oglądamy wszystko schowane w gablotkach a do wejścia konieczne są kapcie 🙂

Na nas największe wrażenie zrobiła największa sala wystawowa, w której zobaczyć można jak wyglądali ludzie w poszczególnych epokach. Pokazani są w codziennym życiu w skali 1:1, co sprawia niesamowite wrażenie. Jednym z ostatnich punktów zwiedzania skansenu była wieża widokowa, z której rozciąga się widok na całą osadę i okolicę.

Jeśli ktoś miałby ochotę na lekcję historii na żywo, warto sprawdzić w kalendarzu imprez kiedy w skansenie przebywają grupy rekonstrukcyjne. To jest dopiero podróż w czasie!

Ponieważ w muzeum trochę „zabaciarzyliśmy”, droga powrotna musiała być szybka. Po dotarciu do Nowego Sącza wpadliśmy na obwodnicę, potem przez Krościenko do Nowego Targu. Droga powrotna odbyła się bez dłuższych przerw. Za to z mnóstwem krótkich, bo na żadnej z mijanych po drodze stacji nie mieli hot-dogów.

Głodni ale szczęśliwi dotarliśmy do domu późnym popołudniem. Następna wyprawa – Muzeum Auschwitz, o której napiszemy w kolejnej relacji. A przed nami jeszcze Szlak Orlich Gniazd i podróż przez łemkowszczyznę. Ale to już w nadchodzącym sezonie 2016.

Agata i Piotr

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.