Rasowa wyścigówka z napędem na cztery koła, czy ścigacz z oponami wyposażonymi w długie na kilka centymetrów kolce? Kto wygrał ten szalony wyścig?
Do wspólnej rywalizacji stanęli: Konrad Biela w wyścigowym Subaru Impreza STI i Maciej „Śmiechu” Śmieszchalski na motocyklu Yamaha R6. Miejsce wyścigu: stok narciarski Kotelnica Białczańska w Białce Tatrzańskiej.
Pierwszy termin wyścigu – piątek rano – nie wypalił. Dodatnia temperatura nie zrobiła dobrego podkładu i samochód Konrada grzęznął w miękkim śniegu. Również Maciek miał problemy z podjazdem – motocykl zachowywał się, jak w głębokim piasku. Wyścig przełożono o jeden dzień.
Pierwsze próby w piątek wczesnym rankiem.
W piątek, choć wyścig się nie odbył, kibiców nie brakowało i atmosfera była super.
Druga próba – sobota rano. Już przed wschodem słońca trwają przygotowania do rywalizacji. Jest dobrze. Mróz świetnie „zabetonował” wyratrakowaną wcześniej trasę i można zacząć zabawę. Kilka próbnych startów, kilka ujęć dla telewizji i kilka minut po 8 rano Konrad i Maciek gotowi są do wyścigu.
Trasa wiedzie najpierw prosto w górę, później lekki łuk w lewo, znów kawałek prostej, lekki łuk w prawo i dalej prosta do samej górnej stacji wyciągu. Pomimo wczesnych godzin porannych na trasie pojawia się wielu kibiców. Słychać ożywione rozmowy o tym, czy lepsze kolce w motocyklu Maćka, czy może napęd na cztery koła w wyścigówce Konrada.
Startują kilka minut po ósmej. Wyją, ryczą silniki. Ogień!
Pierwszy na czoło wyścigu wysuwa się Maciek. Jego motocykl na prostej jest bezkonkurencyjny. Przednie koło yamahy ledwo końcami kolców muska zmrożoną warstwę śniegu. Śmiechu mknie pierwszy.
Ale Konrad nie odpuszcza. Płynnie, bez utraty prędkości jego subaru pokonuje pierwszy łuk. Biela od początku wiedział, że jego rywal na motocyklu będzie musiał zwolnić na łukach. Taktyka!
Na kilka sekund pojazdy znikają z oczu widzów. Słychać tylko dźwięk silników. Kawałek prostej, łuk w prawo i ostatnia prosta. Jako pierwszy pojawia się Konrad. Błękitne subaru pędzi po wygraną. Kibice już czują, kto zwyciężył. Do końca przecież pozostało tylko kilkaset metrów, a Maćka i jego ścigacza nie widać.
Ale zdziwienie, kiedy nagle yamaha wjeżdża na prostą i rozpoczyna szaleńczy pościg. Kibice ożywają i zaczął się ostry doping, który niesie zawodników do ostatnich metrów.
Koniec! Na metę wjeżdżają równocześnie! REMIS!
Milisekundy, które ich dzielą, nie mają już znaczenia. Nie chodzi o bicie rekordów, a o zabawę. Wyścig był super i chociaż trwał zaledwie pół minuty – dał kibicom kupę frajdy.
Brawo Kotelnica Białczańska za organizację, brawo Maciek i Konrad za współzawodnictwo. Mamy nadzieję, że to nie ostatnia taka impreza i może za rok znów będziemy oglądać jakąś ciekawą ścigackę?
Gratuliję determinacji i samozaparcia obu Panom. Dzięki za emocję adrenalinę i wspaniałą zadawę. za wyczekiwanie przed kompem i śledzenie kamerek. Z perspektywy kamerki był remis kilka cm różnicy w tej rywalizacji nic nie czyni a daje chyba obu Panom wiele satysfakcji i zadowolenia.
Staszek
Hahahahahahahahah redaktora który pisał ten artykuł chyba nie było przy wyścigu, to był pic na wodę fotomontaż. Kpina Subaru jechało na zwykłej oponie bez kolca a motocykl miał 10cm kolce. Subaru szło w górę cała mocą a motor pyrkał na pół gwizdka wszystko ustawione pod ujęcia z kamer… 😂😂😂
a gdzie w tekście napisane jest, że subaru miało kolce? Proponuję poluzować warkoczyki…
Nigdzie tylko brak kolcy postawiło subaru na przegranej pozycji, kierowca motocykla mógł by objechać trasę tam i z powrotem w czasie gdy subaru dojechało by na metę. Moim zdaniem coś tak ustawionego ze niby dojechali na mete w tym samym czasie nie można nazwać wyścigiem.
Liczy się show, czasu nikt nie mierzył. Od początku nie chodziło o jakąś sekundową rywalizację, tylko o dobrą zabawę!