Gargano i Amalfi z motocyklowego siodła

Położone prawie 1800 km od Podhala włoskie Wybrzeże Amalfi (Costiera Amalfitana), oraz równie piękny półwysep Gargano (Promontorio del Gargano) – to wymarzone miejsce do jazdy motocyklem. To najpiękniejsze linie brzegowe we Włoszech, a w opinii wielu, najpiękniejsze wybrzeża na Świecie. Nasi tam byli i się wrażeniami podzielili!

Poniżej relacja Krzyśka, który dał się namówić do podzielenia się z czytelnikami MotoPodhale.info wspomnieniami z tego wypadu. Dziękujemy!

Od Instagrama do wyjazdu

Na pomysł wypadu wpadły nasze dziewczyny: Bogusia i Natalia. Wiele razy zachwycały się publikowanymi w serwisie Instagram zdjęciami z tych miejsc. Jedynym problemem był dystans – nasze żony uwielbiają jazdę na motocyklach, ale wizja dojazdu i powrotu, który w tym przypadku wyniósłby prawie 4 tys km, całkowicie zniechęcała. Ale po to ukochane żony mają ukochanych mężów, że zachęceni wcześniejszymi wyjazdami tego typu postanowiliśmy wpakować maszyny do busa, a żony do samolotu i odwiedzić to cudne wybrzeże.

Wszystkie przygotowania do wyjazdu, pakowanie samochodu, motocykli i motocykli do samochodu, miały miejsce 8 lipca 2023r. Ja i Paweł wyjechaliśmy z Witowa dzień później, około godziny 10. Celem był dojazd pod San Marino, gdzie po przespaniu się w aucie na dziko, planowaliśmy wizytę w stolicy tej małej republiki. Wiedzieliśmy, że nasze dziewczyny mają lot z Krakowa do Bari dopiero kolejnego dnia, około 12, więc spokojnie pospacerujemy po mieście i dalej pojedziemy do kolejnego znanego miejsca – San Giovanni Rotondo, gdzie będzie nasza baza.

Pod wieczór, na spokojnie, dojechaliśmy na miejsce noclegu. Pokonaliśmy busem 1760 km w dwa dni, z małym zwiedzaniem – dla rozprostowania kości – w międzyczasie. Wieczorem, przy chłodnym piwku, zaczęliśmy rozładunek motocykli. A nasze dziewczyny w tym czasie Już pakowały się, bo rano czekał je wyjazd do Krakowa i zaledwie dwugodzinny lot do Włoch.

Ekipa w komplecie

Rano wraz z Pawłem, już na motocyklach, wybraliśmy się pod Castel del Monte. Ten surowy w swojej architekturze, tajemniczy, pocysterski zamek słynie z tego, że ukryty w nim był, lub jest nadal, św. Gral. Świętego Grala nie widzieliśmy, za to dziewczyny już wysyłały nam zdjęcia, że wskakują na pokład. Trzeba się było zbierać, żeby się nie okazało, że one szybciej dolecą do Bari z Krakowa, niż my dojedziemy z kilku wiosek dalej. Ale zapas czasowy był spory, więc na spokojnie.

Po odebraniu z lotniska dziewczyny szybko przebrały się w motocyklowe kurtki i ruszyliśmy w trasę, aby nie tracić czasu. Droga wiodła przez genialnie wyglądające skalne miasta: Matera, czy Gravina in Puglia. Absolutne obowiązkowe do odwiedzenia, będąc w tej okolicy.

Po dojechaniu do hotelu wspólna integracja i planowanie następnych dni. I oczywiście włoska pizza!

Per pedes i motocyklem

Środę zaczęliśmy od pieszego zwiedzenia Sanktuarium św. Ojca Pio w San Giovanni Rotondo. Zajęło nam to około 3 godziny. A piechotą dlatego, że nasz hotel mieścił się zaledwie około 500 m od tego znanego sanktuarium.

Po zwiedzaniu sanktuarium obowiązkowo włoska kawka, a po niej wsiadamy na motocykle i ruszamy z zamiarem objechania Półwyspu Gargano, który nazywany jest ostrogą włoskiego buta. To kolejna genialna droga, która prowadzi przez takie punkty jak Grota Michała Archanioła, Rodi Garganico, Peschici, San Lorenzo, Vieste i dalej przepiękną, uwitą niezliczonymi zakrętami drogę SS 89 w kierunku miejscowości Mattinata. Jak się możecie domyślać – BAJKA!

Na dłuższa chwile zatrzymujemy się na pocztówkowej plaży z słynnym monolitem Pizzomunno.

Grzechem byłoby nie skorzystać z uroków tej plaży, więc zdecydowaliśmy się pomoczyć trochę tyłki w Adriatyku. [Zdjęcia w galerii pod opisem :)] Naszym zdaniem jest to absolutnie najpiękniejsze miejsce na Gargano. Plaża, piwko, obiad, zwiedzanie miasteczka i lecimy dalej w drogę, która pochłaniała nam dużo czasu, za dużo 🙂 Foresta Umbra, w tłumaczeniu ciemny las, zajmuje spory obszar Parku Narodowego Gargano, a droga nie pozwala na szybsze pokonywanie kilometrów.

Dystans pokonany tego dnia może nie był wyjątkowo duży, ale mnogość pięknych miejsc, okazji do zatrzymania się i cieszenia oka widokami – mocno pożerała czas. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy dzień zaczął się kończyć, a słońce zniknęło za horyzontem.

Z Mattinaty obraliśmy kierunek na Monte Sant Angelo, a do hotelu dotarliśmy już zupełnie po ciemku. Pełni wrażeń, ale wciąż gotowi na kolejne – ruszyliśmy jeszcze pieszo do centrum San Giovanni Rotondo. Nie ma nic przyjemniejszego, jak mocniejsze zimne piwo po ciepłym, pełnym wrażeń dniu.

Romantyczna rocznica w wyjątkowym miejscu

Na czwartek zaplanowaliśmy wypad do Alberobello, bardzo znanej miejscowości, o której kilka słów później. Wszystko jednak odbywa się na luzie, spontanie w końcu to przygoda, a nie wyścig 🙂

Po drodze jednak chcemy zobaczyć Monte Sant Angelo oraz Polignano Amare, jeden z symboli regionu Apulii. Na temat tych miejscowości, a zwłaszcza Polignano Amare i Alberobello, odsyłam do filmów, które znajdują się pod opisem. Można by na ich temat pisać i pisać, a można też obejrzeć 🙂

A co nas skłoniło, aby wybrać się do Alberobello? Bo to niesamowite miasteczko z prawie półtora tysiącem domków trulli zbudowanych na planie koła i zwieńczonych stożkowymi dachami, których białe ściany przyozdobione są licznymi donicami kolorowych kwiatów. Niektórym owa miejscowość przypomina wioskę hobbitów, a innym wioskę smerfów. Nie brakuje tutaj zarówno nastrojowych ulic idealnych do spacerowania, jak i wyśmienitej kuchni lokalnej oraz śródziemnomorskiej roślinności. Alberobello jest jedną z największych atrakcji regionu Apulii, wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO.W Alberobello mamy wynajęty domek trulli gdzie zostajemy na jedną noc.

Odpoczywamy i świętujemy, bo Paweł i Bogusia obchodzą rocznicę ślubu. Czy może być piękniejsze miejsce na taką chwilę?

Miasteczko, a szczególnie domki trulli – po zachodzie słońca i w blasku oświetlenia ulicznego – wyglądają niesamowicie. Zachęcam też bardzo do zobaczenia trulli wcześnie rano. Ja o 7 rano, kiedy wszyscy spali, poszedłem zrobić kilka ujęć dronem. Film pod opisem – zobaczcie sami na materiale video.

Kierunek: Wybrzeże Amalfi

Gdy już pozostała część ekipy wstała, to jak zwykle rano: śniadanie, włoska kawka i w drogę. Teraz już docelowo na półwysep amalfitański, gdzie zatrzymamy się kilka dni w wypatrzonej wcześniej agroturystyce – Agroturismo II Pettirosso w miejscowość Pianillo, 8 km w górach, nad słynna trasą Amalfitana.

Miejsce bardzo fajne klimatyczne, po gorących dniach wieczorny chłód dawał odpocząć. No i cena znośna, a w okolicy niektóre kwatery liczą sobie po kilka tysięcy zł za noc. Więcej podpowiedzi, jeśli ktoś będzie zainteresowany wyjazdem w tamte strony, dopowiem prywatnie z wielką przyjemnością. Piszcie w komentarzach na FB lub pod tym tekstem.

Poranny zjazd do miasteczek Atrani i Amalfi zapierał dech w piersi. Wybrzeże Amalfitańskie nazywane jest Boskim Wybrzeżem (Divina Costiera). Określenie to zdobyło popularność po II wojnie światowej, gdy Wybrzeże Amalfi stało się bardzo modnym celem wakacyjnych wypraw aktorów, celebrytów, a z czasem również motocyklistów.

Warto na spokojnie poświęcić kilka dni by pojeździć po tej okolicy, ale i także nacieszyć się plażami, miasteczkami, specjalnością lokalnych restauracji i tą piękną trasą wijącą się po stromym zboczu. Jazda słynną drogą Amalfitana to nie lada przeżycie. Droga jest bardzo wąska i kręta. Na większości zakrętów są lustra, a samochody – w tym przede wszystkim autobusy – trąbią, gdy dojeżdżają do zakrętów.

A co do plaż, to wszystkie są mega ale najbardziej okładkowa jest zdecydowanie Fiordo di Furore. A że nic, co włoskie, nie jest nam obce, to skorzystaliśmy z jej uroków mocząc się w ciepłej wodzie.

Być na Amalfi, a nie pojechać na Capri?

Nie mogliśmy na to pozwolić, więc z Amalfi ruszyliśmy do Sorrento, a stamtąd popłynęliśmy na wyspę. Ciekawą atrakcją turystyczną jest opłynięcie wyspy, z czego skorzystaliśmy i polecamy.

Poza Capri i Amalfi warto zobaczyć również znajdujące się nieopodal starożytne Pompeje, jak i wulkan Wezuwiusz, którego erupcja około 79 r.n.e. zniszczyła Pompeje i kilka okolicznych wiosek. Samo wejście na krater trzeba bukować minimum tydzień przed planowanym wejściem, gdyż bilety na miejscu w sezonie nie są w ogóle dostępne. Więc tej atrakcji nie zaliczyliśmy, ale za to będzie pretekst, żeby wrócić.

Wszystko, co dobre, szybko się kończy

Po kilku dniach spędzonych w okolicy wybrzeża Amalfi odwieźliśmy nasze dziewczyny do Bari na lot do Polski. My zaś, stare Dziadersy, ruszyliśmy naszymi motocyklami pod hotel do San Giovanni Rotondo, gdzie został nasz bus. Na pewno tu wrócimy. Pewnie kolejnym razem już samolotem, a na miejscu wypożyczymy małe fiaciki, którymi też marzy się nam pojeździć po wybrzeżu.

Ostatnią noc spędziliśmy w hotelu. Następnego dnia spakowaliśmy motocykle i obraliśmy kierunek: dom. Ale oczywiście nie bezpośrednio, bo zatrzymaliśmy się jeszcze na kilka dni w Alpach, gdzie pośmigaliśmy już w dwójkę z Pawłem po winklach Austrii i Słowenii.

Wypad wyniósł nas około 11 tys zł. od pary. Czas wykorzystany najlepiej, jak mogliśmy. Biorąc pod uwagę, że jest to jeden z najdroższych regionów Włoch – koszty do zniesienia. Poza tym, co zobaczyliśmy, to nasze. I cieszę się, że mogłem się z Wami tymi widokami i wrażeniami podzielić. Pozdrawiam, Krzysiek.

Filmy

Galeria zdjęć

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.